wtorek, 31 lipca 2018

Zew natury, czyli szaleństwa na świeżym powietrzu

     Dziś pokażę dwie najlepsze, według moich czwartoklasistów, lekcje języka polskiego w tamtym roku szkolnym. Obie miały najwyższe z możliwych zaangażowanie i dawały dzieciom wybór, poczucie sprawczości, zabawę, współpracę, zastosowanie kreatywności i możliwość wyrażania siebie. Obie nieprzypadkowo rozegrały się na świeżym powietrzu i były dla moich uczniów zaskoczeniem. Ale oni kochają takie niespodzianki!


     Pierwsza z lekcji wpisała się w cykl zajęć związanych z Narnią. Moje dzieciaki z satysfakcją przeczytały "Lwa, Czarownicę i starą szafę", a jako że spotkanie z tą lekturą wypadło w grudniu, aura sprzyjała do realizacji mojego pomysłu. W ruch poszły rękawice i pełne zapału dziecięce dłonie, pchane roznieconą przez lekturę wyobraźnią. Ja rzucałam grupom jedynie hasła (Aslan..... Dom pana Tumnusa.... mieszkanie Bobrów..... Zamek Białej Czarownicy.... latarnia......tama Bobrów... zamek Ker Paravel....), które ożywały, angażując wszystkie dzieci. Lekcja minęła tak szybko, że niektórzy gotowi byli płakać. Powstał samozwańczy komitet obrony Narni, który po lekcjach pilnował, by nikt nie zniszczył ich cudownych budowli.

     Kolejna warta wspomnienia lekcja związana była z "Pinokiem". Tym razem moi czwartoklasiści, korzystając z wiosennego słonecznego dnia, mieli stworzyć rodzeństwo dla drewnianego pajacyka. I to od podstaw. Wybraliśmy się do pobliskiego lasku po materiały, które mogłyby się przydać do stworzenia drewniaczków. Każda grupa dostała kawałek sznurka, a postać przez nią stworzona miała się trzymać i stać. I zaczęło się. 

     Niektóre grupy miały olbrzymie ambicje, które po chwili przekształciły w bardziej realistyczne plany. Powstały piękne siostrzyczki, braciszkowie, a nawet zwierzątka Pinokia. chłopcy nawet stworzyli dla niego dom. Grupy po jakimś czasie zaczęły ze sobą rywalizować, podglądać rozwiązania (by nie powiedzieć ściągać...), ale też pomagać sobie, dzielić się patykami i sznurkiem. Wszyscy chętnie pozowali ze swoimi drewniaczkami, a wnioski pod koniec lekcji były skrajnie różne - od "ale łatwo jest być Gepettem"....do "ale Gepetto miał trudną pracę".

     Obserwowanie uczniów wyrwanych z ławek, wolnych, zarumienionych, pełnych emocji, pasji i pomysłów - bezcenne. Nic dziwnego, że im się podobało - takie zajęcia mają cechy lekcji idealnej, co wyszło w uczniowskich refleksjach.

Kasia Polak

4 komentarze:

  1. Rewelacyjnie. Moi uczniowie też uwielbiają podworkowe lekcje. Jedna z uczennic zauważyła, że ciekawe jest to, że jest to lekcja podczas, której uczymy się choc w innych warunkach. Myślę, że porównała podworkowe lekcje z wychodzeniem na dwor podczas lekcji. We wrzesniu zaczynam z koleżanką budowę klasy pod chmurką😀

    OdpowiedzUsuń