Na kolejnej lekcji zaproponowałam im wyprawę z Guliwerem w piątą, nieznaną jeszcze podróż. Tak jak się spodziewałam, w trakcie spisywania dalszych poczynań pana Lemuel, uaktywniły się ogromne pokłady kreatywności. Oczywiście do zadania dołączone były określone wymagania - przygoda musiała zawierać takie elementy, jak spotkanie nowego ludu, opisanie zasad rządzących krainą, ciekawe zdarzenie, podsumowanie (a tutaj - co zaskoczyło Guliwera i jaką naukę wyciągnął z wyprawy).
Następne zajęcia poświęcone były trudnej sztuce oceniania. Zastosowaliśmy ocenę koleżeńską, która zajęła praktycznie całą lekcję. Wszystkie prace zostały powieszone na tablicy, a młodzież dostała karteczki (każdy o jedną mniej niż liczba prac). Oceniali wszystkie prace poza tą, którą wykonywali. Chociaż tworzyliśmy już oceny koleżeńskie, niektórzy nie wiedzieli, co mają napisać. Wydawało im się, że wystarczy "Super" czy "Nie podoba mi się", jednak wyjaśniłam, że należy ocenić, czy praca jest zgodna z kryteriami i co się im w niej podoba (w treści i warstwie wizualnej) oraz uzasadnić opinię. Musieli więc wszystkie teksty przeczytać i wskazywać na konkretne elementy plakatów.
Wiele się na tej lekcji nauczyliśmy - i ja, i uczniowie. Na pewno trzeba powtarzać tego typu działania, budować w uczniach nie tylko kreatywność, ale i nawyk uczciwego, wieloaspektowego oceniania pracy własnej i innych osób. Ja zaś przyznaję się - w tym roku regularnie oceniam ocenę koleżeńską (sprawdzam jej rzetelność, uczciwość, uwzględnienie kryteriów, stosowanie pochwał) - na koniec semestru każdy dostanie za to stopień, proporcjonalnie do ilości zebranych plusów.
Kasia Polak
Od lat stosuję ocenę koleżeńską, ale też samoocenę; trudno jest na początku, później uczniowie nabierają wprawy i potrafią być bardzo szczerzy w swych ocenach - czasem aż do bólu.
OdpowiedzUsuńTak, na początku idzie opornie, ale po jakimś czasie daje więcej pewności siebie. Może i uczniowie dostrzegą zalety takiego oceniania?
Usuń